Taizé – moja opowieść
Obecny rok jest dla wielu z nas bardzo zaskakujący, dla mnie również. W
tym roku po raz pierwszy pojechałam do Taizé. Przez innych ludzi, Pan Bóg zaprosił mnie do
wyjazdu, właśnie do Francji. Początkowo miałam wątpliwości, czy odnajdę się w
tym miejscu, czy to coś dla mnie. Jestem osobą, która lubi podejmować wyzwania
i poszukiwać Pana Boga w różnych chrześcijańskich wydarzeniach. Byłam czterokrotnie
na Lednicy i również na Arenie Młodych, uwielbiam wracać na te wydarzenia. Miałam
ochotę poznać nowe miejsce. W podjęciu decyzji pomogła
mi moja przyjaciółka (dziękuję).
Taizé dało mi bardzo
wiele, przede wszystkim otwartość na Pana Boga i na Jego dary. Obrazowo można
powiedzieć, że czułam się, jakby wszystkie mury we mnie opadły. Za moim
otwarciem pojawił się spokój, który wyciszył moje wątpliwości, strachy i moją
niepewność. Z otwartym sercem i otwartym umysłem mogłam oddać się modlitwie,
wsłuchać się w śpiew i chociaż nie rozumiem treści wielu pieśni, to w ten inny
sposób rozumiałam. Myślę, że to właśnie wpływa na jedność, jaką czuć w Kościele
podczas modlitw. Komunię Boga z człowiekiem i wszystkich zebranych. Nie liczy
się to, że pochodzimy z różnych państw, władamy innymi językami. Jednoczy nas
wiara i wspólny śpiew dla Pana Boga. Jesteśmy z tak wielu stron świata, a
jesteśmy jedno. To jest piękne i niesamowite doświadczenie, które ujmuje i
zapada w pamięć. Doświadczenie modlitwy z Taizé pozwoliło mi popatrzeć na nią zupełnie inaczej, zrozumieć
na nowo jej piękno. Modlić można się na wiele sposobów i właśnie Taizé o tym przypomina. To też
pozwala się w niej odnowić, modlitwa kanonami jest niezwykła, ma w sobie moc,
która nas otula. Przynajmniej ja się tak czułam, mnie takie odczucia
towarzyszyły, na każdej modlitwie. Każdego dnia najbardziej czekałam na
wieczorną modlitwę, ona dla mnie zawsze była niesamowita. Prawdopodobnie
składały się na to dwie rzeczy. Jedną z nich była moja służba w Kościele i
noszenie napisu SILENCE, niesamowitym doświadczeniem jest możliwość
obserwowania ludzi podczas modlitwy. Możemy zobaczyć jak inni odczuwają,
odbierają to, co my. Oczy i mimika twarzy potrafią o drugim człowieku
powiedzieć tak wiele. Poza tym, mogłam przyglądać się temu jak wygląda kościół.
Najbardziej jednak lubiłam momenty, w których brałam do ręki różaniec. Lubiłam
modlitwę wieczorną, również za spokój, który w niej był. Nikt się nigdzie nie
śpieszył, wszyscy zwalnialiśmy. Można do porównać do snu, takiego wyciszania
się. To chyba tak bardzo ją wyróżnia.
Nie wspomniałam jeszcze o
jednym, rano jest możliwość uczestniczenia we Mszy Świętej, każdego dnia
odprawiana jest w innym języku. Nie należę do osób, które lubią rano wstawać,
ale nie miałam wątpliwości. Wstawałam, warto było.
Taizé we mnie pozostawiło wiele, od
tamtej pory towarzyszą mi słowa z Listów Świętego Pawła:
„Moc bowiem w
słabości się doskonali” (2 Kor 12, 9). Umacniają. Otrzymałam nowe siły,
nadzieję
i miłość, myślę, że udało mi się umocnić swoją wiarę i upewnić w tym,
że jest ona fundamentem mojego życia i tego, kim tak naprawdę jestem.
Wierzę jednak, że jeszcze nie jedno przede mną.
I wiem, że na tym nie skończy
się moje poszukiwanie Boga.
Taizé to też ludzie,
mnie spotkania z obcokrajowcami bardzo pozytywnie zaskoczyły, otworzyły na
ludzi. Co ważne zaczęłam przełamywać swoją barierę językową i próbować mówić po
angielsku, co zawsze dla mnie było ogromnym wyzwaniem, bardzo się stresuję.
Cierpliwość i otwartość innych osób bardzo mnie przemogła i dałam sobie szansę.
Po przyjeździe zaczęłam patrzeć na języki obce zupełnie inaczej. Zaczęłam
szukać metod jak się uczyć i uczę się od podstaw języka niemieckiego. Od czegoś
trzeba zacząć. 😉
Nie sposób powiedzieć o
wszystkim, ponieważ to, czego tam doświadczamy przenika dogłębnie do serca, do
duszy i do umysłu. Wydaje mi się, że choć minęło już trochę czasu od naszego
powrotu, to wiele owoców tego wyjazdu dopiero się w nas objawi. Co ważne nie
jechałam do Taizé
z wyobrażeniami, nie nastawiałam się. Chciałam przyjąć to, co było
przeznaczone dla mnie. Myślę, że to bardzo pomogło mi lepiej przeżyć ten czas.
Jakim miejscem jest Taizé? Najłatwiej powiedzieć, że
pięknym. To słowo jednak nic nie oddaje. To miejsce zjednoczenia ludzi,
pochodzących z różnych kultur, odłamów chrześcijaństwa. To tu znikają bariery,
zawiązują się nowe przyjaźnie. To tu doświadczysz niesamowitych Mszy Świętych,
posłuchasz ich w różnych językach. W Taizé możesz się wyciszyć, popatrzeć z perspektywy na siebie i
swoje życie. Masz szanse stanąć w szczerości przed Panem Bogiem, przed
samą/samym sobą. Nabrać dystansu do siebie i swoich problemów, popatrzyć z
innej perspektywy. Myślę, że jest bardzo dużo powodów, dla których warto przyjechać
do Taizé. To
miejsce naprawdę zmienia, to nie są wymyślone historie (nie dałabym rady takich
rzeczy wymyślić) to moje osobiste przeżycia, razem ze mną było sporo innych
osób. Każdy z nas Taizé
przeżył po swojemu i możemy mieć inny bagaż przeżyć. Uważam, że to jeden z
powodów by odwiedzić wioskę. Przekonać się jak wyjazd może mnie zmienić.
Taizé - niewielka wioska we francuskiej Burgundii. Wioska, do której 80
lat temu rowerem z Genewy dotarł brat Roger. Obecnie przeorem wspólnoty
jest brat Alois. Dzieło zapoczątkowane przez brata Roger rozrasta się, coraz
więcej osób dowiaduje się o tym niezwykłym miejscu. Co roku przyjeżdża tu kilka
tysięcy młodych. Bracia goszczą w wiosce także osoby starsze i rodziny z
dziećmi, które uczestniczą w specjalnie przygotowanym dla nich programie. To
pokazuje, że w Taizé każdy jest mile widziany.
Panu Bogu za to, że przez innych zaprosił mnie właśnie tam, do Taizé! I za to, że tak wiele mi dał!
Tobie czytelniku dziękuję za to, że dotarłeś aż tutaj. To inny wpis, dość osobisty, więc dziękuję.
Dziękuję bardzo tym wszystkim, którzy towarzyszyli mi w Taizé.
Mojej przyjaciółce, za to, że razem ze mną podjęła tę decyzję. Razem postanowiłyśmy zaszaleć i pojechać w niesamowitą podróż, do niezwykłego miejsca. I dziękuję Ci za to, że mam co wspominać.
Dziękuję naszej współlokatorce za wytrwałość, za pomoc, wyrozumiałość i otwartość.
Dziękuję całej łódzkiej ekipie za wspólny czas, no i mam nadzieję, że to Taizé nie skończyło się tam. Mam nadzieję, że ono się dopiero zaczyna.
Dziękuję tym, którzy (w takim pewnym czasie) ze mną byli, za pomoc!
Nie wymieniam nikogo z imienia, ponieważ wiem, że wy świetnie wiecie, o kim mówię.
Z całego serducha jeszcze raz: DZIĘKUJĘ!
Paulina_Possi
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za każdy pozostawiony komentarz, bardzo mnie motywują do działania. Warto pozostawić po sobie ślad :).