Taizè - wyjazd moimi oczami


Taizé – moja opowieść

Właśnie mija miesiąc od wyjazdu do Francji, ponad dwa od mojej decyzji o wyjeździe. Dzielę się z Wami tymi słowami, ponieważ chcę Wam pokazać ile takie miejsce potrafi zmienić w życiu. Może dla niektórych będzie to nudna opowieść, dla innych świadectwo. Dla mnie to trochę taki wpis z pamiętnika. Moje wspomnienia, moje doświadczenia. Przeczytajcie i pomyślcie, czy może nie pojechać tam kiedyś. To tak szczerze ode mnie. 



Obecny rok jest dla wielu z nas bardzo zaskakujący, dla mnie również. W tym roku po raz pierwszy pojechałam do Taizé. Przez innych ludzi, Pan Bóg zaprosił mnie do wyjazdu, właśnie do Francji. Początkowo miałam wątpliwości, czy odnajdę się w tym miejscu, czy to coś dla mnie. Jestem osobą, która lubi podejmować wyzwania i poszukiwać Pana Boga w różnych chrześcijańskich wydarzeniach. Byłam czterokrotnie na Lednicy i również na Arenie Młodych, uwielbiam wracać na te wydarzenia. Miałam ochotę poznać nowe miejsce. W podjęciu decyzji pomogła mi moja przyjaciółka (dziękuję).


Taizé dało mi bardzo wiele, przede wszystkim otwartość na Pana Boga i na Jego dary. Obrazowo można powiedzieć, że czułam się, jakby wszystkie mury we mnie opadły. Za moim otwarciem pojawił się spokój, który wyciszył moje wątpliwości, strachy i moją niepewność. Z otwartym sercem i otwartym umysłem mogłam oddać się modlitwie, wsłuchać się w śpiew i chociaż nie rozumiem treści wielu pieśni, to w ten inny sposób rozumiałam. Myślę, że to właśnie wpływa na jedność, jaką czuć w Kościele podczas modlitw. Komunię Boga z człowiekiem i wszystkich zebranych. Nie liczy się to, że pochodzimy z różnych państw, władamy innymi językami. Jednoczy nas wiara i wspólny śpiew dla Pana Boga. Jesteśmy z tak wielu stron świata, a jesteśmy jedno. To jest piękne i niesamowite doświadczenie, które ujmuje i zapada w pamięć. Doświadczenie modlitwy z Taizé pozwoliło mi popatrzeć na nią zupełnie inaczej, zrozumieć na nowo jej piękno. Modlić można się na wiele sposobów i właśnie Taizé o tym przypomina. To też pozwala się w niej odnowić, modlitwa kanonami jest niezwykła, ma w sobie moc, która nas otula. Przynajmniej ja się tak czułam, mnie takie odczucia towarzyszyły, na każdej modlitwie. Każdego dnia najbardziej czekałam na wieczorną modlitwę, ona dla mnie zawsze była niesamowita. Prawdopodobnie składały się na to dwie rzeczy. Jedną z nich była moja służba w Kościele i noszenie napisu SILENCE, niesamowitym doświadczeniem jest możliwość obserwowania ludzi podczas modlitwy. Możemy zobaczyć jak inni odczuwają, odbierają to, co my. Oczy i mimika twarzy potrafią o drugim człowieku powiedzieć tak wiele. Poza tym, mogłam przyglądać się temu jak wygląda kościół. Najbardziej jednak lubiłam momenty, w których brałam do ręki różaniec. Lubiłam modlitwę wieczorną, również za spokój, który w niej był. Nikt się nigdzie nie śpieszył, wszyscy zwalnialiśmy. Można do porównać do snu, takiego wyciszania się. To chyba tak bardzo ją wyróżnia.

Nie wspomniałam jeszcze o jednym, rano jest możliwość uczestniczenia we Mszy Świętej, każdego dnia odprawiana jest w innym języku. Nie należę do osób, które lubią rano wstawać, ale nie miałam wątpliwości. Wstawałam, warto było.

Taizé we mnie pozostawiło wiele, od tamtej pory towarzyszą mi słowa z Listów Świętego Pawła:
 „Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12, 9). Umacniają. Otrzymałam nowe siły, nadzieję
 i miłość, myślę, że udało mi się umocnić swoją wiarę i upewnić w tym, że jest ona fundamentem mojego życia i tego, kim tak naprawdę jestem. Wierzę jednak, że jeszcze nie jedno przede mną.
I wiem, że na tym nie skończy się moje poszukiwanie Boga.

Taizé to też ludzie, mnie spotkania z obcokrajowcami bardzo pozytywnie zaskoczyły, otworzyły na ludzi. Co ważne zaczęłam przełamywać swoją barierę językową i próbować mówić po angielsku, co zawsze dla mnie było ogromnym wyzwaniem, bardzo się stresuję. Cierpliwość i otwartość innych osób bardzo mnie przemogła i dałam sobie szansę. Po przyjeździe zaczęłam patrzeć na języki obce zupełnie inaczej. Zaczęłam szukać metod jak się uczyć i uczę się od podstaw języka niemieckiego. Od czegoś trzeba zacząć. 😉


Nie sposób powiedzieć o wszystkim, ponieważ to, czego tam doświadczamy przenika dogłębnie do serca, do duszy i do umysłu. Wydaje mi się, że choć minęło już trochę czasu od naszego powrotu, to wiele owoców tego wyjazdu dopiero się w nas objawi. Co ważne nie jechałam do Taizé z wyobrażeniami, nie nastawiałam się. Chciałam przyjąć to, co było przeznaczone dla mnie. Myślę, że to bardzo pomogło mi lepiej przeżyć ten czas.

Jakim miejscem jest Taizé? Najłatwiej powiedzieć, że pięknym. To słowo jednak nic nie oddaje. To miejsce zjednoczenia ludzi, pochodzących z różnych kultur, odłamów chrześcijaństwa. To tu znikają bariery, zawiązują się nowe przyjaźnie. To tu doświadczysz niesamowitych Mszy Świętych, posłuchasz ich w różnych językach. W Taizé możesz się wyciszyć, popatrzeć z perspektywy na siebie i swoje życie. Masz szanse stanąć w szczerości przed Panem Bogiem, przed samą/samym sobą. Nabrać dystansu do siebie i swoich problemów, popatrzyć z innej perspektywy. Myślę, że jest bardzo dużo powodów, dla których warto przyjechać do Taizé. To miejsce naprawdę zmienia, to nie są wymyślone historie (nie dałabym rady takich rzeczy wymyślić) to moje osobiste przeżycia, razem ze mną było sporo innych osób. Każdy z nas Taizé przeżył po swojemu i możemy mieć inny bagaż przeżyć. Uważam, że to jeden z powodów by odwiedzić wioskę. Przekonać się jak wyjazd może mnie zmienić.

Taizé - niewielka wioska we francuskiej Burgundii. Wioska, do której 80 lat temu rowerem z Genewy dotarł brat Roger. Obecnie przeorem wspólnoty jest brat Alois. Dzieło zapoczątkowane przez brata Roger rozrasta się, coraz więcej osób dowiaduje się o tym niezwykłym miejscu. Co roku przyjeżdża tu kilka tysięcy młodych. Bracia goszczą w wiosce także osoby starsze i rodziny z dziećmi, które uczestniczą w specjalnie przygotowanym dla nich programie. To pokazuje, że w Taizé każdy jest mile widziany.

I na koniec, jak w książce czas na podziękowania. 

Panu Bogu za to, że przez innych zaprosił mnie właśnie tam, do Taizé! I za to, że tak wiele mi dał!


Tobie czytelniku dziękuję za to, że dotarłeś aż tutaj. To inny wpis, dość osobisty, więc dziękuję. 

Dziękuję bardzo tym wszystkim, którzy towarzyszyli mi w Taizé. 

Mojej przyjaciółce, za to, że razem ze mną podjęła tę decyzję. Razem postanowiłyśmy zaszaleć i pojechać w niesamowitą podróż, do niezwykłego miejsca. I dziękuję Ci za to, że mam co wspominać. 

Dziękuję naszej współlokatorce za wytrwałość, za pomoc, wyrozumiałość i otwartość. 

Dziękuję całej łódzkiej ekipie za wspólny czas, no i mam nadzieję, że to Taizé nie skończyło się tam. Mam nadzieję, że ono się dopiero zaczyna. 

Dziękuję tym, którzy (w takim pewnym czasie) ze mną byli, za pomoc!

Nie wymieniam nikogo z imienia, ponieważ wiem, że wy świetnie wiecie, o kim mówię. 

Z całego serducha jeszcze raz: DZIĘKUJĘ! 

Paulina_Possi

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz


Bardzo dziękuję za każdy pozostawiony komentarz, bardzo mnie motywują do działania. Warto pozostawić po sobie ślad :).