Jakoś tak wzięło mnie ostatnio na sentymenty i wróciłam do krótkich historii Astrid Lindgren. Przy okazji zbliżających się świąt zapragnęłam powrócić do czasów dzieciństwa.
Dla odmiany sięgnęłam po krótsze historie niż Dzieci z Bullerbyn, które czytałam kilka razy. Jako dziecko, nastolatka i człowiek wkraczający w dorosłość. Za każdym razem patrzyłam na te opowieści jakoś inaczej, ze względu na własne doświadczenia. Zawsze znalazłam tam iskierkę radości i samych pozytywnych wrażeń. Lubię raz na jakiś czas wracać do takich książek. Ogrzewają takim ciepłem jak dobry kocyk. Jako że historie są nie zbyt długie to jest to zbiorczy post.
Lotta z ulicy Awanturników (tom 2)
Zastanawiam się czy czytałam przygody Lotty jako dziecko, czy ktoś mi je czytał... Nie pamiętam, choć kojarzyłam wydarzenia z książeczki. W starym wydaniu urzekły mnie jednokolorowe ilustracje, które ukazują poczynania dziewczynki. A sama powiastka przyjemna, ale też dobrze pokazująca zachowania małej bohaterki, która doświadcza świata, ale też uczy się przez swoje pomysły i zabawy różnych rzeczy ze świata dorosłych. Co do samej dziewczynki jest trochę zabawna, ale i troszkę irytująca, przynajmniej w moich oczach. Nie mniej, myślę, że dla dzieci to świetna opowiastka.
Przygody dzieci z ulicy Awanturników (tom 1)
To tak naprawdę to jest pierwszy tom serii, ale także wprowadzenie do historii i przygód Lotty i jej starszego rodzeństwa. W przypadku tego tomu, to jej starsza siostra jest narratorką historii. Poznajemy całą rodzinę, rodziców i rodzeństwo, dowiadujemy się więcej o głównych bohaterach. Towarzyszymy bohaterom podczas wakacji u dziadków, czytamy o ich szalonych pomysłach oraz o efektach tych pomysłów. Odświeżyłam sobie powiastki dla najmłodszych Astrid Lindgren, ale w trakcie lektury skupiłam się też na stronie językowej. Może niektórzy z Was stwierdzą, że czepiam się szczegółów i przesadzam, ale zastanowiła mnie jedna sprawa. A mianowicie tłumaczenie. W kilku kwestiach starszego rodzeństwa siostry, mówią oni, że Lotta jest głupia...
Pamiętam, że mnie, jako dziecku, rodzice często powtarzali, że nie można o nikim tak mówić. I tak się zastanawiam, a co jeśli taki przekaz jest w książce? I to dla dzieci? I skoro to jest w tekście, to kwestia tłumaczenia, czy w oryginale też tak jest? Czy tylko mnie tak to trochę bulwersuje?
Podobne pytanie pojawiło się w mojej głowie w związku z fragmentem rymowanki Majki (bohaterki epizodycznej, która pełniła rolę gosposi u dziadków Lotty). "(...) zaraz cię tu ucapię".
Brzmi to źle, czy tylko mnie się tak zdaje?
Poza tym historia prosta, zakręcona, ale też pokazująca naturę dzieci, chociaż Lotta lekko mnie denerwuje. A jej rodzeństwo, cóż dzieci jak dzieci, chociaż jak na nie... patrząc z dzisiejszej perspektywy, to ci mali bohaterowie wiele umieli jako kilkulatkowie.



Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za każdy pozostawiony komentarz, bardzo mnie motywują do działania. Warto pozostawić po sobie ślad :).