Rozdział ósmy ,,Zwariowane spotkania"

    Biegłam co sił w nogach aby dotrzeć pod pomnik o umówionej porze.
W tym momencie jednak doszły mnie wątpliwości, sytuacja robiła się coraz dziwniejsza.
Mamy nie ma w domu, wszyscy domownicy dziwnie milczą, Basia zachowuje się nienaturalnie, jest czerwiec a dopiero dziś doszły do mnie listy z kwietnia i maja. Do tego ten telefon.
Zamyślona zwolniłam tempa. Co w Polsce robi ciocia Zosia?? Moja przyjaciółka miała przylecieć sama.
     Wędrowałam nadal zamyślona. Nie zwracałam uwagi na to jaki idę, a dokładniej gdzie idę.
Zmierzałam w zupełnie innym kierunku, jak się okazało po chwili. Szłam dość szybko, uparcie wciąż patrząc w ziemię. W tym właśnie momencie z impetem uderzyłam w młodego chłopaka.
Odwrócił się gwałtownie w moją stronę i uderzył mnie centralnie w nos.
- Dziewczyno, jak Ty idziesz?- wykrzyknął. - Ślepa jesteś czy ja? - kontynuował zirytowany.
-Przepraszam-odezwałam się. Po mocnym uderzeniu dał znać mój nos, który zaczął krwawić.
Mój "znajomy" odwrócił się i poszedł dalej, pomimo tego,że był zły. Zdążyłam zauważyć,że jest przystojny. 
     Na szczęście miałam ze sobą chusteczki, weszłam jednak do restauracji, której drzwi  były lekko rozchylone i poprosiłam o coś zimnego. Kelnerka, która widziała całą sytuację od razu zaproponowała mi pomoc i okłady na nos.  Kiedy przykładałam swój nos, zaczęłyśmy rozmowę, na różne tematy.  Między innymi rozmawiałyśmy o książkach, ostatnich filmowych premierach.  A czas uciekał. Nos mnie bolał i musiałam poczekać, więc rozmowa bardzo uprzyjemniała tę chwilę.  Byłam jej bardzo wdzięczna.za życzliwość i pomoc.
- Dziękuję Ci bardzo za pomoc.- Powiedziałam. -Nie ma za co, cieszę się,że mogłam Ci pomóc.- Odpowiedziała- swoją drogą to nieładnie się zachował.-Kontynuowała . To była moja wina- przez to,że się zamyśliłam, to nie widziałam jaki idę i uderzyłam w niego.
-Dobrze, rozumiem, zresztą widziałam. Moim zdaniem powinien przeprosić, bo jednak Cię uderzył i jak widać nielekko. Więc na dżentelmena wypadało by żeby przeprosił. -Nie odpuszczała.
-Tak w ogóle to jestem  Martyna, a Ty?- mówiła dalej. -Paulina, miło mi. -Bardzo Ci dziękuję za pomoc, przepraszam, ale muszę już iść. -Dobrze, nie ma za co. A gdzie Cię można spotkać? Chętnie bym z Tobą jeszcze porozmawiała. Bardzo ciekawie mówisz.  -Ojej, dziękuje miło mi. A często spaceruję po parku Śródmiejskim, przy pałacu i oczywiście w bibliotece. - Jeżeli chcesz to możemy się kiedyś spotkać i porozmawiać. -Zaproponowałam. -Jasne, oczywiście, daj tylko znać. Masz tu moją wizytówkę i dzwoń kiedy chcesz, będę czekać. -Dzięki,do zobaczenia. I wyszłam.
    Zmieniłam teraz kierunek drogi na właściwy. Była godzina 17.30, więc ciocia Basi, jeżeli  naprawdę nią była, mogła już dawno wrócić do miejsca, w którym przebywa.
Szłam powoli i ostrożnie, nie zgłębiałam już problemów związanych z ostatnimi wydarzeniami.
Byłam już blisko, z daleka widziałam centrum parku. Przy posągu zauważyłam sylwetkę cioci Basi. A, więc to była naprawdę ona, jednak informacja, o tym,że też jest w Polsce, nadal mnie szokowała.
Doszło mnie kolejne zwątpienie. Czemu akurat dzwoniła do mnie? Przecież od lat przyjaźni się z moją  babcią, a z mamą też ma kontakt. Za dużo dla mnie tych tajemnic jak na jeden dzień. Może uda się choć jedną rozwiązać.- Pomyślałam.
-Dzień dobry, ciociu. Kiedy powiedziałam te słowa, odskoczyła jak poparzona. Chyba się wystraszyła, przecież nie zaszłam jej od tyłu.
Na twarzy opiekunki Basi, malowało się zdziwienie. Widać też zmęczenie, smutek i to,że często płakała, tak samo jak moja przyjaciółka, rysy jej twarzy zdradzały jej wiek, w którym rzeczywiście była.  Zmieniła się, tyle lat przecież jej nie widziałam. Miała obecnie około 65 lat.
Po chwili zupełnego milczenia. -Dzień dobry, Paulinko! -Odpowiedziała. -Gdzie się podziewałaś tyle czasu? Czekam i czekam! -Tutaj przybrała dziwnie irracjonalny ton.
Zdziwiło mnie to, było to do niej bardzo niepodobne. Zawsze była bardzo miła, taką ją zapamiętałam.
-Przepraszam, nie dałam rady wcześniej dotrzeć. Nie chciałam się jej tłumaczyć, nie miałam zresztą takiego obowiązku. -O chodzi, skąd to nagłe spotkanie? Co pani robi w Polsce?- nie dawałam za wygraną, przecież przyszła tu po to,żeby się czegoś dowiedzieć, rozwiać wątpliwości. Poczułam jednak,że jest mi bardzo obca, dlatego powiedziałam"pani". Chociaż doskonale ją znałam.
-Chcę Ci powiedzieć coś bardzo ważnego, musisz mi obiecać,że nikomu nie powiesz. (...)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz


Bardzo dziękuję za każdy pozostawiony komentarz, bardzo mnie motywują do działania. Warto pozostawić po sobie ślad :).