Czy każdy może napisać bajkę?

 



Według przyjętych norm wiekowych, uważana jestem za osobę dorosłą. Wiek jednak to tylko liczba, a z nimi bywa różnie. I to nie przeszkadza w tym, żeby po książki dla dzieci i młodzieży sięgać. Taka jest specyfika literatury, że różnych historii człowiek szuka, potrzebuje itp. Co sprowadza się do tego, że właśnie po takie sięgam. Tym razem w moje łapki wpadł uroczy miś Leonard – przyjaciel dzieci.


Książka została wydana nakładem Studia Wydawniczego Million.
Autorką książki jest Ewa Kaczmarczyk.
Ilustratorką Maria Wojewodzic.

Gdy zobaczyłam okładkę tej książeczki (ma ledwo 50 stron, jest cieniutka) zakochałam się w ilustracjach. Ten miś jest tak piękny i tak misiowy (wiem, że nie ma takiego słowa, ale no...), że przypomniały mi się wszystkie moje pluszaki, zdjęcia z misiami z dnia misia, z czasów przedszkola, podstawówki, a nawet z gimnazjum, w którym to też bawiliśmy się w takie święta. Przypomniał mi ile tajemnic zdradziłam mojemu Puchatkowi, jak wiele go przytulałam i jak bardzo kochałam, albo nadal kocham. Tak, przypomniał mi dzieciństwo, które już trochę za mną, ale nie aż tak daleko...

A potem...

KLAPA

Jestem zdegustowana i rozczarowana.

To niestety wchodzi w oczy zaraz po kilku stronach. Po pierwsze chronologia opowieści jest zachwiana na dzień dobry. Po drugie miś miał zostać bohaterem zabawek, a wylądował u lekarza z bólem brzuszka, gdyż zjadł przed obiadem czekoladę. A potem pyk i nie wiadomo z czego miś staje się bohaterem, uratował inne zniszczone zabawki. Autorka w pewnym momencie robi z dzieci chuliganów niszczących zabawki. A Leonard najpierw jest zszywanym pluszakiem, potem nagle ożywionym-gadającym misiem. A zabawki gadają tylko z misiem (nie wiadomo czemu). Ja wiem, że dzieciom abstrakcje nie przeszkadzają, też je lubię. Patrzę na nie pewnie zupełnie inaczej, niż jako dziecko. Ale tu, nie, za dużo. Tu są zbyt duże luki (może powiedzieć lepiej błędy???) w rozplanowaniu przebiegu historii.

Moim zdaniem jedyne co się broni w tej historii, to prześliczne i klimatyczne ilustracje. Zrobione z miłością, pomysłem, delikatnością. Wspaniale dopasowane do młodych odbiorców. Zakochałam się w nich i chętnie powiesiłabym plakat z misiem.

Jedyna forma w jakiej moim zdaniem przygody misia by się obroniły, to wersja bez tekstu. [Przykro mi, ale to jest moje odczucie].

I to właśnie mnie bardzo rozczarowało, stąd ta niska ocena.
A i jedna ważna informacja dla czytających recenzję.
Recenzuję książki od 10 lat i staram się aby to były opinie rzetelne, jeśli krytykuję, to staram się uzasadnić moją wypowiedź. Wiem, że różnie odbieramy książki i proszę pamiętajcie to moja subiektywna ocena. Druga sprawa, miałam ogromny dylemat recenzując tę historyjkę. Czy być zgodną z własnym sumieniem i napisać, co tak naprawdę myślę, czy być wierna wydawnictwu i napisać recenzję pełną superlatyw. Wybrałam to pierwsze, ponieważ nie znoszę kłamstwa. Nie mogłabym sobie spojrzeć w twarz, gdybym napisała nieprawdę.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz


Bardzo dziękuję za każdy pozostawiony komentarz, bardzo mnie motywują do działania. Warto pozostawić po sobie ślad :).