Muzeum Książki Artystycznej w Łodzi



 Cześć, dzień dobry, 

dziś będzie wpis, że tak to ujmę Łódzko-Łódzki.  Kilka dni temu miałam możliwość zamienić się (drugi raz w tym roku) w turystkę po własnym mieście. Polecam takie odkrywanie zaułków swojego miejsca zamieszkania, żeby popatrzeć na nie z innej perspektywy. Nie tylko np. (same remonty w tej Łodzi). A znaleźć trochę więcej kolorów, w tym podobno szarym mieście. Razem z przyszłym przewodnikiem poszliśmy odwiedzić Muzeum Książki Artystycznej, które mieści się w pobliżu Księżego Młyna przy ul. ks. bpa. Wincentego Tymienieckiego 24. ( 90-349 Łódź). 



Muzeum jest w Willi wybudowanej w 1892 roku, należała ona do Henryka Grohmana. Do 1992 roku znajdowało się w tym budynku przedszkole i żłobek. Od 1993 roku mieści się w nim właśnie Muzeum, które mogliśmy odwiedzić. Powstało ono z inicjatywy Państwa Janusza i Jadwigi Tryzno. A może lepiej powiedzieć, że przez fundację  Correspondance des Arts założoną przez Pana Janusza Tryzno w 1990 roku. "Muzeum prowadzi i wspiera działalność związaną z książką artystyczną oraz z ideą „korespondencji sztuk”. I to chyba wszystko z takiej troszkę informacji wprowadzającej. Teraz będzie trochę moich wizualnych odczuć przestrzeni, a dalej pójdziemy do samej wystawy. 





Nie znam jakoś doskonale miasta, ale dojście do Muzeum nie należy do najprostszych. Może podeszliśmy ze złej strony, ale dojście było utrudnione, a dwa, że niestety trochę błotno-pisakowe. Innymi słowy średnio zadbane. 

Jeśli chcecie przyjść to miejsce odwiedzić, to musicie wcześniej umówić się na zwiedzanie inaczej bardzo nikła szansa, że wejdziecie. Po drugie co warto wiedzieć, to muzeum jest niebiletowane i utrzymuje się tylko i wyłącznie z darowizn, które można wrzucić do puszeczki. Co niestety jest zauważalne, ponieważ chociaż z perspektywy wieku i tego, kto tę willę zbudował. Muzeum jest zabytkiem. Miejsce jest bardzo zaniedbane. Z sufitu odpada farba, ta stara sprzed nie wiem ilu lat odpada z nową, ściany są odrapane, a okna pamiętają lata sprzed wojny. Może trochę śmiałe przeliczenie, ale okna są drewniane, a zimno tam tak, że przy minusowej temperaturze na zewnątrz jest cieplej. Więc na zwiedzanie, lepiej obrać cieplejsze miesiące, późniejszą wiosnę, lub lato. Żal mi tego miejsca, ponieważ zasługuje na to, by o nie zadbać. Zastanawiam się, dlaczego istotne zabytki w Łodzi, a przynajmniej część z nich to taka ruina. Czemu miasto nie dba o to, co dobrego ma i nie pozwala kulturze kwitnąć jak kwiaty na wiosnę? Dlaczego nie pokazuje swojego kolorytu i tego smaku, dlaczego trzeba go wydobywać na siłę, a nikt o tym nie mówi?  To bardzo mi się nie podoba. Chcieli przesuwać Tadeusza Kościuszkę na Pl. Wolności, a nie dbają o to, co pamięta jeszcze Łódź z poprzedniego wieku.  Tak, buzuje we mnie wzburzenie w tym temacie. Dlatego od czasu do czasu wrzucam informację na temat tego, co w Łodzi warto odwiedzić, raz, że mam już dość słuchania, że to szare miasto, a dwa, że spróbuję wydobyć to, czego nie widać gołym okiem. 

Kocham podróże, te z domowego kącika, te po Polsce i te po świecie, ale jak to się mówi: "Cudze cenicie, swego nie znacie". Chcę to zmienić, więc próbuję. 

Wystawa związana z książką Artystyczną to były dwie sale ze sobą połączone.  W tej, do której udaliśmy się jako pierwszej (od wejścia w sumie druga).  Mieliśmy szansę na zobaczenie różnych, a nawet bardzo różnych (nie wiem jak lepiej powiedzieć) obrazów, czy instalacji.  Zrobionych przy wykorzystaniu druku soczewkowego, gdy patrzyło się na taki (dajmy na to obraz) widzimy go w dany sposób, w oddaleniu w inny.  Trochę jak kartki w 3D. To możliwe dzięki takim małym liną, kolega zrobił test i gdy prześwietlił latarką z telefonu jeden, zupełnie inny efekt można było uzyskać. Wiele z nich miało wbudowane czcionki, które były na obrazie w lustrzanym odbiciu (w języku angielskim). Co prawda pod każdym z nich był ten napis odbity. Muszę przyznać, że przyglądałam się tym z zainteresowaniem.  Kilka z nich prezentuje poniżej. Tak, wiem, że zdjęcie za wiele nie odda. 











Na niektórych zdjęciach widać, że słonko jeszcze do nas zaglądało. 

Druga część, czyli też druga sala. To książki artystyczne i też trochę mebli - pozostałości po właścicielu - Henryku Grohmanie [czyt. Gromanie].

Takie rzeczy jak biurko, krzesła, szafki, a nawet coś jak sekretarzyk, ale antykwariuszką, ani znawczynią starych przedmiotów nie jestem, więc tak mi się wydaje. Meble, które mają ponad 100 lat.  Czasem żałuję, że ta wiekowe meble nie mówią, nie mogą nam opowiedzieć historii, których światkiem były. A mogłyby przekazać tak wiele. W tym pomieszczeniu mogliśmy zobaczyć sporo pomysłowych projektów różnych autorów. Była książka ze zbiorem exilibrisów, komiks o wilkach, komiksy w różnych językach z centrum komiksu w Łodzi, praca dyplomowa założycielki muzeum, dekalog zapisany na płytkach w wersji wierszowanej, książka z bagietką, książka-skrytka na napoje wysoko procentowe, encyklopedie mające ponad sto lat i sporo unikatowych dzieł. Jak się dowiedzieliśmy, to była może 1/3 wystawy. 

Teraz czas na kilka zdjęć. 
















To tylko kilka ujęć, ale nie chcę zanudzać. I na koniec naszej pieszej wycieczki, poszliśmy zwiedzić, udaliśmy się do trzeciego pokoju. Za drzwiami krył się gabinet Grohmana. Ten był tak wielki, jak pół mojego mieszkania (ale ciiiii...) Był/jest dużo lepiej zachowany, niż dwa poprzednie pomieszczenia, które oglądaliśmy. Znajduje się tam dużo więcej mebli z czasów właściciela, stół, krzesła, gablotki, a nawet piec. Panowała tam atmosfera pełna dostojeństwa. Pan, który nas oprowadzał pokazał nam różne książki artystyczne, opisał jak wyglądają. I pokażę dwie, które najbardziej mnie zafascynowały. 


Pierwsza związana z Czesławem Miłoszem. 











 

Druga z Grohmanem.






I na tym skończyła się nasza przygoda :)

Co sądzicie? Będąc w Łodzi odwiedzicie to miejsce?


Paulina O.



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz


Bardzo dziękuję za każdy pozostawiony komentarz, bardzo mnie motywują do działania. Warto pozostawić po sobie ślad :).