Dzień dobry, chciałabym zaprosić Was na wywiad z Aleksandrą Filą, autorką Frekwencji 350.
Kilka słów na początek od Oli o niej samej.
ー Dzień dobry! Nazywam się Aleksandra Fila (w dokumentach Fila–Jankowska) i pracuję jako psycholog–wykładowca sopockiego wydziału Uniwersytetu SWPS. Zmieniałam kierunki studiów i zawody – dzięki temu mam też wykształcenie ścisłe i pedagogiczne, pracowałam na uczelni jako matematyczka i w sądzie jako kurator. Niemal od zawsze towarzyszyło mi pragnienie napisania powieści science fiction – o pozytywnych Kosmitach, którzy pomagają Ziemi. Nigdy nie miałam wątpliwości, że tacy istnieją w bezmiarze Kosmosu :) Powieść, która rozrosła się do serii, napisałam dopiero, gdy odpuściłam obciążające funkcje na uczelni.
Jak wprowadziłabyś w swoją powieść naszych czytelników?
ー Językiem (niemal) naukowym brzmiałoby to tak: “Ziemię odwiedzają przybysze z Uldri ー planety układu gwiazd odległego ramienia Galaktyki. Za miarę rozwoju jednostek, grup istot czy też całych kosmicznych ras uznają poziom wibracji (frekwencji, albo częstotliwości), jakie one emitują”. Jednak w ten sposób odstraszyłabym większość czytelników, więc lepiej tak, jak na mojej stronie aleksadraspacebooks.pl: Historia rozpoczyna się w drugiej połowie XXI wieku. Ziemia otrząsnęła się po katastrofie ekologicznej, która zmieniła nieco rozkład lądów. Rozwój technologii odbywa się z większą dbałością o planetę. Eksploracją Systemu Słonecznego zajmują się Akademie Astronautyki, które planują też kontakt z cywilizacjami kosmicznymi. Jak bardzo są na to niegotowe okazuję się, gdy Ziemię odwiedzają przybysze z innego ramienia Galaktyki, nie od razu się ujawniając…
Dlaczego zdecydowałaś się na taką formę komunikacji z czytelnikiem? Dlaczego Science Fiction?
ー Gdyż łatwiej mi powołać na kartach powieści nowy (w moim odczuciu lepszy) świat, niż drążyć detale obecnego. Także dlatego, że ta “uldryjska” filozofia wydaje mi się godna prezentacji, choć zbulwersuje zapewne wielu. Bezpieczniej więc włożyć ją w usta Kosmitów (choć nieobca jest i niektórym ziemskim kręgom). No i wreszcie: chciałam pokazać ludzi takich, z jakimi chciałabym mieć częściej do czyniania. Czyli mających dobry wgląd w siebie, głęboko świadomych swoich motywacji ー tych szlachetnych i tych niechlubnych też. Ludzi w wysoką inteligencją emocjonalną, do której (mam nadzieję) jako gatunek zmierzamy.
Od debiutu minęło sporo czasu, jak oceniasz z perspektywy pierwszy tom i swoją historię?
ー Teraz napisałabym ją sprawniej. Samą koncepcję oceniam wciąż pozytywnie, ale pisząc Rysy na tęczy musiałam nauczyć się warsztatu. Teraz poprawiłam niektóre sceny i sformułowania, co już słychać w świeżo wydanym audiobooku, a będzie widać w powstającym ebooku oraz drugim wydaniu drukiem. Najwięcej moich wątpliwości budzi w Rysach młodzież. Można bowiem nabrać wrażenia, że jest to książka o młodzieży i dla młodzieży. Ale ta młodzież nieco różni się od obecnej (nic obecnej nie ujmując). I choć już na wstępie powieści próbowałam wyjaśnić, dlaczego tak jest, to nietypowość tej grupy - bardzo inteligentnej, a zarazem infantylnej - może trochę zgrzytać. Z drugiej strony taką szczególną grupę chciałam właśnie pokazać. Co młodzi ludzie dzielą wyzwania i przeżycia ze swoim pokoleniem, ale z racji pasji (w końcu to nastolatki wybrane do Zespołu Eksperymentalnego!) i rygorów szkoły astronautycznej różnią się od rówieśników. Nie mogłam ich pominąć, bo stanowią środowisko, w którym dorastała bohaterka. I w którym zrodziła się główna relacja miłosna całego cyklu. Fabuła zderza więc świat ambitnej “smarkaterii” z subkulturą dorosłych astronautów, a główny bohater stara się desperacko pogodzić oba światy. To właśnie on, w pełni dorosły człowiek, przechodzi przemianę wcale nie łatwiejszą niż młoda pomazanka (to feminatyw od “pomazaniec”? :) Kosmosu. Zainicjowana w “Rysach” przemiana obojga trwa w kolejnych tomach Frekwencji 350, a autor nie daje gwarancji, jak się skończy :) Co jeszcze widzę z perspektywy? Główną relację powieści wprowadzałam wolno, jakbym opisywała kolejne stadia rozwoju zarodka spod mikroskopu. Ale zdawało mi się, że w zbyt dużym skrócie nie przekonam czytelnika do czegoś, co trąci polityczną niepoprawnością. Jeśli niektórych nie przekonałam, to pewnie mogłam napisać to lepiej :)
Kogo z twórców gatunku SF lubisz? Któryś z autorów Cię zainspirował?
ー Współczesne SF (zwłaszcza postapokalipsa) nie jest moją ulubioną dziedziną, a inspirowali mnie klasycy tacy jak Lem, Zajdel, Asimov, Herbert.
Czy interesujesz się astronomią, albo astrofizyką?
ー Tyle o ile. Bardziej mechaniką kwantową. Ale pisząc o podróżach międzygwiezdnych staram się robić dobry research. Na przykład przeglądam szkice nieba z najbliższymi gwiazdami, szacuję prędkości, z jakimi należałoby się poruszać, analizuję tzw. superziemie (czyli planety, na których mogłoby powstać życie zbliżone do ziemskiego) pod względem warunków geofizycznych. Pisząc o napędzie statków kosmicznych puszczam oczywiście wodze fantazji, ale nie bardziej niż np. twórcy Star Treka.
Dlaczego nadałaś książce taki tytuł – Frekwencja 350. Natura kryształu?
ー Frekwencja 350 to specyficzna częstotliwość (wibracja), którą Uldryjczycy nazwali skarbem Ziemi. Dla tej wibracji zaryzykowali przybycie tutaj, pomimo tego, że ludzie osiągają ją rzadko. Chodzi o frekwencję bezwarunkowej miłości. Inny typ wysokich wibracji emituje tytułowy kryształ, którego natura jest podobna. Bowiem kontakt z wysokimi wibracjami ma swoje blaski i cienie - praca z nimi uzdrawia, ale często wiedzie przez kryzysy. Powieść pokazuje kilka z nich.
Co Cię zainspirowało do nadania bohaterce imienia Korwetta – zdrobniale Wett?
ー To jeden z wątków Rysów, bo we Frekwencji zastajemy ją już z tym imieniem. Spróbuję wyjaśnić sprawę tak, żeby zbyt wiele nie zdradzać. Biologiczna matka dziewczyny w trakcie kontaktu z Uldryjczykami miała na sobie kostium firmy Corvette (wtedy to nie była tylko marka samochodów :). Kosmici dołączyli nadruk z tą nazwą do okrycia noworodka, którego pozostawili ludziom, a ci uznali, że to imię dziecka. To imię śmieszyło, gdy dziewczyna dorastała w zespole Akademii Astronautyki, bo nawiązywało do dawnych okrętów bojowych oraz do małych statków kosmicznych, należących do ziemskiej floty. Zdrobnienie “Wett” nadał jej partner. Jak pokaże przyszłość - nie zawsze będzie gotów go używać.
To pytanie raczej techniczne, ale zastanawiam się, jak to widzisz. Napisałaś powieść, w której główną postacią jest kobieta. I tak mi przyszło do głowy – Czy feminitywy powinny znaleźć swoje miejsce w literaturze?
ー Myślę, że decyzje w tej sprawie powinny być indywidualne – jeśli ktoś chce ich używać i dobrze się z nimi czuje, to niech mu na zdrowie – ja szanuję taki wybór. Natomiast w mojej książce niektóre brzmiałyby śmiesznie - kapitanka? poruczniczka? chorążka? Osobiście wolałabym, żeby o mnie tak nie mówiono :)
Czy Twoi studenci wiedzą o Twojej książce? Jest jakiś odbiór?
ー Część moich studentów wie o książce, ale nie jest to lektura obowiązkowa na wydziale :) Ich komentarzy dotyczących Frekwencji jeszcze nie słyszałam, zdarzało się natomiast, że przynosili Rysy, prosząc o dedykację. Najbardziej rozbawił mnie tekst: “Ale ta psychologia tutaj jest trudna!” Nic dziwnego, bo pokazana w powieści praca z wzorcami wykracza poza typowe techniki terapeutyczne. No a podejście Kosmitów to byłaby “psychologia archeologicznej głębi” (psychologią głębi nazywa się tę od Carla Gustava Junga, która i tak jest już odważna). Dlatego moje koncepcje na wydziale omawiam ostrożnie :)
To pytanie będzie nawiązywało do fragmentu tekstu (zacytuję go).
„(…) Odbieram w waszej zbiorowości myśli; Na szczęście nie każdy nosi traumę. Otóż zapewniam, że każdy z was nosi, i to w sporej ilości. Czasami od bardzo dawna. Zastanówcie się zatem dobrze, czy tego chcecie. Bo zanim ropiejące rany się zabliźnią, ich przecięcie zaboli. Przetnie je właśnie kryształ, który jednocześnie przyśpieszy zabliźnianie”.
Uważasz, że każdy z nas nosi w sobie jakąś traumę?
ー Nie dam rady uciec od odpowiedzi, a wolałabym :) Oczywiście zawsze mogę powiedzieć, że to słowa Tragueriego, a nie moje. No a on, jako Kosmita, ma prawo do własnych poglądów. Ale odpowiem: tak, ja też myślę, że każdy z nas nosi traumę, inaczej nie znalazłby się na Ziemi. Co nie znaczy, że zawsze łatwo tę traumę namierzyć, choć przejawia się bezlitośnie w tym, co nas spotyka. Robi się dostępna w głębokiej pracy energetycznej – kto się na to odważył, wie, o czym mówię. Będzie o tym więcej w kolejnych częściach Frekwencji.
Jakie możliwości daje Ci taka historia? Czy dzięki niej przemycasz jakieś wiadomości do czytelników?
ー Tak, przemycam :) Najogólniej ma to być przekaz nadziei. Taka podpowiedź szeptem, że jesteśmy istotami dużo potężniejszymi, niż nam się wydaje. Ale nie ma to być przekaz naiwny, infantylny czy złudny. Ma być daleki od czczych obietnic. Dlatego nie wszystko we Frekwencji tchnie optymizmem. Ucięłam tom pierwszy w takim miejscu, że już słyszę od czytelników o pokładach bólu. No tak, bo zgodnie z powyższym cytatem “zanim ropiejące rany się zabliźnią, ich przecięcie zaboli”. Ziemscy bohaterowie Frekwencji znaleźli się bardzo blisko źródła wysokich wibracji i zmuszeni są działać na wyścigi ze swoimi wzorcami. Gdy udaje im się oczyścić jedne, dopadają ich kolejne, trochę jak po otwarciu Puszki Pandory. I w książce (tak jak w życiu) pojawia się pytanie: “czy warto było ją otwierać?” Odpowiedź zależy oczywiście od tego, do czego dążymy. Bohaterowie dokonali wyboru, obcując z cywilizacją bardziej rozwiniętą od naszej technologicznie, emocjonalnie i moralnie, ale nie do końca zdawali sobie sprawę, przez co przyjdzie im przejść. Dlatego niejednokrotnie się potykają, a ja, jako realistka, trzymam za nich kciuki :)
Czy któryś z bohaterów jest zainspirowany kimś z Twojego otoczenia?
ー Fragmentami. Na przykład główny bohater ma wygląd mojego kolegi z dzieciństwa, a bystry umysł ścisły mojego nauczyciela matematyki. Natomiast emocjonalność musiałam mu wymyślić, bo nikogo takiego w otoczeniu nie spotkałam :) Główna bohaterka jest sklejką kilku znanych mi postaci, ma też sporo moich własnych wad z młodości, generalnie jednak wyrwała mocno w górę ponad te pierwowzory. Bohaterowie drugoplanowi też mają cechy znanych mi ludzi, ale nigdy nie odzwierciedlają ich w pełni.
Masz jakiegoś ulubionego bohatera?
ー W tym moim cyklu powieści? Tu spotkała mnie rzecz ciekawa, bo wyglądało na to, że to będzie Korwetta, dzięki której rozliczę się z jakąś moją własną historią. Tymczasem szybko zaczęłam solidaryzować się z Robertem, pierwszy raz rozumiejąc tę nieznaną mi wcześniej perspektywę. Mało tego - jego ból wypływał z moimi łzami i byłam kompletnie zaskoczona, że tak z nim empatyzuję. A ktoś mógłby powiedzieć: “Jak to, przecież on był w czepku urodzony i wszystko zrujnował!” Niestety nie był w czepku urodzony – to ciekawa postać, która dzięki wielu talentom doskonale maskuje niemal podręcznikową traumę narodzeniową. Jedyna w swoim rodzaju jest też postać Uldryjczyka Cothleya ー upokorzonej “legendy”, która dopiero w kolejnych tomach Frekwencji pokaże, na co ją stać.
Jeśli zaś Twoje pytanie dotyczyło bohatera innej powieści, to przychodzi mi zaraz na myśl Anakin Skywalker z Gwiezdnych Wojen - broń boże jeszcze nie Darth Vader :) Mocno przeżyłam scenę jego przejścia na “ciemną stronę mocy” ー to bardzo alegoryczne, ale jakże prawdziwe. Gdy wyrzekł słynne “Yes, My Master” do ciemnego suwerena, wielu widziało tu klarowną decyzję. Ja zaś odczułam człowieka przywalonego tragizmem błędu, jaki właśnie popełnił. Człowieka, który zdał sobie sprawę, że od tej chwili może już tylko zaprzeczać z całej mocy temu, kim jest naprawdę, albo rozpaść się (psychicznie) w kawałki… Ale i on w końcu ma szansę odkupienia.
Olu, dziękuję Ci za odpowiedzi i za chęć udziału w wywiadzie.
Was drodzy Czytelnicy zachęcam do sięgnięcia po Frekwencje i do wysłuchania wywiadu, który mogła współprowadzić dzięki Ewelinie (Zaczytana Ewelka).
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za każdy pozostawiony komentarz, bardzo mnie motywują do działania. Warto pozostawić po sobie ślad :).